Poseł Paweł Kowal, który został wybrany do Sejmu jako rzeszowska „jedynka” listy Koalicji Obywatelskiej, niebawem obejmie funkcję pełnomocnika ds. odbudowy Ukrainy. Ponadto 48-letni polityk jest przewodniczącym sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. Nam przedstawiciel rządzącej koalicji opowiedział o relacjach polsko-ukraińskich, związaną z tym sytuacją polskich przedsiębiorców, benefitach socjalnych towarzyszącym Ukraińcom w Polsce, a także szansach, które dla polskiej gospodarki stwarza zmieniająca się sytuacja geopolityczna.
Bartosz Leja: Czy Pana zdaniem w przyszłym procesie odbudowy Ukrainy będą czynnie uczestniczyć polscy przedsiębiorcy?
Paweł Kowal: Relacje polsko-ukraińskie mocno zmieniły się w związku z wojną, a także z rozpoczynającymi się negocjacjami o członkostwo Ukrainy w Unii Europejskiej. To zmieni bardzo dużo także jeśli chodzi o kwestie związane z rolnictwem czy przetwórstwem. Będzie to miało też dużo pozytywnych elementów, ponieważ rynek ukraiński na pewno mocno otworzy się na polskie produkty spożywcze. Można to również analizować w kontekście transportu i innych gałęzi gospodarki. Perspektywą średnioterminową są kwestie dotyczące odbudowy Ukrainy i współpracy jeszcze w czasie trwającej wojny. Jest też długoterminowa kwestia strategiczna, w której ustalimy z Ukrainą kwestie dotyczące przyszłości, czasów powojennych. Naszym politycznym zadaniem jest zapewnienie, aby Polska była reprezentowana w międzynarodowych instytucjach, które będą zajmowały się rozdzielaniem grantów czy udzielaniem pożyczek z podmiotów, które będą dysponowały pieniędzmi na odbudowę Ukrainy. Te pieniądze będą pochodzić od donatorów państwowych w około 30-40 procentach, od donatorów prywatnych i organizacji międzynarodowych. To trzy perspektywy na relacje polsko-ukraińskie.
Co sądzi Pan o protestach rolników związanych z importem ukraińskich towarów do Polski? Ponadto w polskich sklepach coraz częściej pojawiają się też ukraińskie produkty, które zdaniem niektórych ekspertów mogą wypierać polskie.
Jeżeli chodzi o produkty, sprawę rozstrzyga statystyka. Bilans handlu zagranicznego między Polską a Ukrainą, jest zdecydowanie na korzyść naszego kraju. Jeżeli proces otwarcia rynku w nowej perspektywie będzie działał prawidłowo w obie strony, wówczas państwa z Unii Europejskiej w tym Polska, będą dominowały i budowały swoją pozycję na rynku ukraińskim. W drugą stronę ten proces nie będzie tak silny. Może się zdarzyć, że te produkty będą się pojawiały, ale mamy już doświadczenie i wiemy, jak działa przepływ towarów w unijnych granicach oraz na granicach z państwami sąsiadującymi z Unią Europejską. Więcej problemów będzie przy rolnictwie. Będzie to wymagało działań chroniących polski rynek, a po drugie złapania pewnej synergii jeżeli chodzi o przetwórstwo czy reeksport. Do tego potrzebne jest wsparcie państwowe, żeby te procesy okazały się procesami na korzyść Polski.
Polacy coraz częściej twierdzą, że Ukraińcy otrzymują zbyt wiele benefitów socjalnych w Polsce. Czy faktycznie mogło i może się to odbywać na niekorzyść polskich obywateli?
Takie sytuacje powinny być wyjaśniane. Tak naprawdę jednak, dzisiaj mamy problem polegający raczej na tym, że Ukraińcy, którzy weszli na polski rynek pracy, wyjeżdżają do Niemiec i do innych krajów zachodniej Europy, gdy dostają lepsze warunki. A przecież Ukraińcy jako pracownicy są bardzo pożyteczni z punktu widzenia gospodarki w Polsce. Ich wyjazd wcale nie pomaga polskim przedsiębiorcom i tworzeniu nowych miejsc pracy. Łatwo jest powiedzieć „nie dajmy żadnych benefitów”, jednak trzeba się zastanowić, czy to jest dla Polski korzystnie czy nie. Pozostawanie Ukraińców na rynku pracy w sektorach, w których są poważne problemy ze znalezieniem pracowników, jest jednym z elementów służących polskiej gospodarce.
Jak Pana zdaniem potoczą się dalsze losy wojny Ukrainy z Rosją? Od pewnego czasu wydaje się, że sytuacja jest patowa.
Wszystko zależy od decyzji Senatu Stanów Zjednoczonych. To właśnie do amerykańskich polityków należy decyzja o tym, ile amunicji zgromadzą Ukraińcy w najbliższym czasie i czy będą w stanie utrzymać linię frontu w 2024 roku.
Z Rosji docierają też groźby dotyczące ataków na Podkarpacie, które jak wiemy jest aktualnie strategicznym regionem pod kątem pomocy ukraińskiej armii. Ostatnio w kremlowskiej telewizji mówiło się nawet o ataku na podrzeszowskie lotnisko w Jasionce. Czy takie groźby są realne?
Kiedy jest wojna, każde zagrożenie trzeba traktować poważnie. Zagrożenia o których mówimy, pochodzą jednak od rosyjskich publicystów, którzy wygadują najrozmaitsze głupoty w rosyjskiej telewizji.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.